Kolejny dzień. Wydawać by się mogło, że nic się nie zmieniło, zwłaszcza, jeżeli ktoś ogląda telewizyjne stacje informacyjne. Ciągle o zamieszkach w Egipcie. Że to tyle osób jest rannych, albo tyle. Że Mubarak nie odda władzy. Że ludzie nie przestrzegają godziny policyjnej. Widząc to po raz setny w przeciągu kilku dni, doszedłem do wniosku, że media są taką maszyną do robienia baniek mydlanych. Działanie jest proste: jest jakiś, taki czy inny początek, dochodzi do początkowego rozdmuchania i już po przekroczeniu pewnego limitu, pozostaje już tylko dmuchać dalej, aby bańka ta nie pękła. Dojdziemy do kulminacyjnego momentu, załóżmy że do dymisji Mubaraka i co? Najprawdopodobniej dojdzie do tego "pęknięcia". Wszyscy przestaną o tym mówić, media skupią się na kolejnych "gorących" tematach. Niestety, wszelkie bańki tego typu, mają bardzo negatywny wpływ na społeczeństwo, przynajmniej na tę część, która interesuje się wydarzeniami z państwa i świata. Gdy prezenter po raz kolejny podaje wytyczne MSZ, czy rozmawia z wysłannikami, powoduje przyćmienie innych, równie ważnych tematów. Co z tego, że powiedzą ile osób zginęło? Czy doprowadzi to do zakończenia zamieszek? Czy powtarzanie tego samego co pół godziny, w kolejnych skrótach informacyjnych sprawi, że demokracja magicznie zawita do Egiptu? Wiadomo, wszystkie szokujące informacje są ważne, ale nie najważniejsze. Założę się, że dla ogromnej większości polaków ważniejsza jest służba zdrowia, emerytury, bezrobocie czy podatki, niż rewolucja w Egipcie.
niedziela, 30 stycznia 2011
sobota, 29 stycznia 2011
Sprawa Egipska
Jak wiadomo, świat aktualnie żyje zamieszkami w Afryce północnej. Oglądając telewizję usłyszałem, że w Egipcie aktualnie znajduje się sześć i pół tysiąca polaków. To właśnie poruszyło moją wyobraźnię, to stworzenia takiej oto wizji.
Zamieszki coraz bardziej przybierają na sile. Hosni Mubarak zostaje zgłodzony podczas próby ucieczki z kraju. Kolejni kandydaci obejmują urząd prezydenta, lecz rozbestwionemu ludowi nic nie pasuje. Jeden po drugim, musi ustąpić. Większość naszych rodaków wraca do Polski, ale kilkaset osób nie zdąża na ostatni lot przed zamknięciem lotnisk w całym kraju. W kraju wszyscy dalej żyją tragedią smoleńską, tak więc ich zniknięcie przechodzi niemalże bez szumu. Po miesiącu do władzy dochodzą radykalni islamiści. Rozpoczynają oni szeroko zakrojone reformy, społeczne i polityczne. Zaczyna się głęboki izolacjonizm, jak i szariat, prawo koraniczne. Unia Europejska dyskutuje nad możliwością zmiany reszty gotującej się rewolucją Afryki, w państwa skrajnie radykalne. Polacy kończą ostatnie przygotowania do rocznicy katastrofy, ciągłe kłótnie polityczne. Do tego dochodzi zbliżająca się prezydencja w UE. Wszystko to sprawia, że Polska nic nie wie o swoich obywatelach, którzy cierpią w Egipcie. A owi zagubieni, zostali zmuszeni przez grupy rewolucjonistów oraz bojowników, do konwersji na islam. Ci którzy się nie godzą, kończą ukamienowani, rozstrzelani, bądź powieszeni. Ci nowi Polscy islamiści, zakładają osadę na peryferiach Egiptu, gdzie pod bacznym okiem bojowników, uczą się kultury, języka i religii. Przechodzą przez męczarnie, tortury, represje.
I tutaj nasuwa się pytanie. Czy taki czarny scenariusz, mógłby mieć miejsce w naszym kraju? Czy Polacy na prawdę są aż tak zajęci walką ze sobą, z innymi Polakami, by kompletnie zapomnieć o kilkuset braciach i siostrach? Zakładając, że te rodziny nie miałyby rodziny i znajomych w Polsce, jest to moim zdaniem bardzo prawdopodobne. Widząc to, czego dokonują politycy, a może raczej, czego nie dokonują, zaczynam powątpiewać w przyszłość naszego państwa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)